Czy 2 letnie dziecko może samodzielnie przezyć po za organizmem matki? Moim zdaniuem nie, jeśli zostawi się je bez opieki to zginie, cyzli nie jest samodzielne.
Po za tym jeśli tak to dlaczego jak sam napisałeś dopuszczasz aborcję w 1 trymestrze, a później nie.
Cały czas chodzi mi o przeżycie przy pomocy choćby medycyny. Opieka też jest wliczona w to, co nie?

Moje dopuszczanie i niedopuszczanie aborcji nie ma większego związku z tym, kiedy dziecko może przetrwać. Moja być może niehumanitarna, a na pewno niekatolicka opinia na temat czasu, kiedy aborcja może być przeprowadzona bierze się z wspomnianego wcześniej braku posiadania przez płód możliwości odczuwania bodźców.
Jak jest różnica, między dzieckiem, poronionym, które ginie tuż przed porodem, a dzieckiem które ginie tuż po porodzie? Czy o wszystkim decyduje posiadanie pempowiny,albo przebywanie w łonie matki?
Czytaj uważnie - napisałem, że dla mnie liczy się, czy istniałaby szansa na odratowanie. Zresztą taka semantyka jest bez sensu, bo skoro nie zgadzamy się w sprawach podstawowych, to takie zagłębianie się w odmętach moich wątpliwych przemyśleń nie jest potrzebne.

Mimo wszystko cieszę się, że choć trochę zrozumiałeś.

Czy jeśli partner zagrozi kobiecie, że jeśli nie zabije swojej sąsiadki to ją zostawi, to popełniona przez nią zbrodnia jest usprawiedliwiona i kobieta jest zwolniona z odpowiedizalności?
Ale co mają do rzeczy jej motywacje do odpowiedzialności karnej samej w sobie? Jeżeli już, to pewne motywy mogłyby wpływać na wysokość kary, a nie na jej zastosowanie. Są znane przypadki, kiedy matki zabijały urodzone już dzieci, bo "mąż je zostawi". One też nie powinny odpowiadać?
To wszystko są argumenty piękne, słuszne i zbawienne - ale chyba zgodzicie się, że płód zawsze jest traktowany inaczej niż zwykły, chociażby, noworodek. Chociażby pochówek - mało kto chowa szczątki płodu na cmentarzu. Ludzie inaczej podchodzą też do śmierci płodu - z tego co wiem, większości kobiet łatwiej dojść do siebie po poronieniu, niż po śmierci już urodzonego dzieciaka.
Chodzi mi o to, że zabicie płodu mało kto traktuje jako zabójstwo człowieka. Kobieta może utracić całe swoje dotychczasowe życie, partnera, zostać sama, w zamian za "coś", co ma w sobie, czego nie widziała, de facto nie czuje i w zasadzie może jeszcze nie uważać za swoje. W takiej sytuacji nie bawi się w rozważania filozoficzne o życiu i śmierci. Płód uważa za zagrożenie dla samej siebie.
Oczywiście, takie sytuacje nie powinny umożliwiać aborcji, ale karać kobiet się nie powinno. Bo i tak innych to nie odstraszy. Wystarczy karać lekarzy - na nich prędzej możliwość utraty prawa do wykonywania zawodu oraz więzienie może wpłynąć.
Przykład z sąsiadem jest naiwny. Naiwnie więc odpowiem - sąsiad od lat je, oddycha, śmieje się, mówi, kłamie, pracuje, ma opinie, popełnia błędy, płaci podatki. Jest człowiekiem pełną gębą. Zabijając go on cierpi, jego rodzina cierpi, urząd skarbowy cierpi; nawet policja, która winnego szuka, cierpi.
Płód nie cierpi.
Przykład Astrii jest już lepszy. W tym jednak przypadku matka już po urodzeniu ma znacznie bardziej humanitarne możliwości "rozwiązania" swojego problemu. Noworodka można zostawić chociażby w szpitalu. Zabicie noworodka jest irracjonalnym morderstwem w pełni wykształtowanego, zdrowego małego człowieka.
wolę społeczeństwo heroiczne z przymusu (utrzymanie ciąży będącej wynikiem gwałtu uważam za akt heroiczny) niż morderców z wyboru
Jakiś heroiczny. Podziwiam Cię. O, czekaj, czekaj - przecież Ciebie to nie dotyczy i nigdy nie będzie... Mężczyźni nie rodzą. Hm, ciekawe - to jakie moralne prawo mamy by nakazywać kobietom heroizm, sami nie mając możliwości jego przeżycia? Odpowiedz sobie sam.
Jeszcze tylko zaśmieję się z użycia słów "heroiczny z przymusu". Na heroizm trzeba się zdobyć samemu... To o czym piszesz to męczeństwo.
Eutanazje w takim razie też musisz dopuszczać.
To ja coś napiszę.(...)
Pisałem wcześniej - dopuszczam eutanazję.
Co do decyzji Twojej matki - podziwiam ją. Mało osób się na to by zdobyło.
Jednak nie zmienia to faktu, że w ogromnej większości przypadków badań prenatalnych (nie wiem, czy Twoja matka raz się badała, czy więcej razy) kilkakrotnie powtórzonych płód wykryty jako chory - rodzi się chorym dzieckiem. Wyjątek potwierdza regułę, a na bazie wyjątków nie wolno tworzyć prawa...
A jeśli matka nie zrobi badań w trakcie ciąży, bo np. nie była w grupie ryzyka? Dziecko urodzi się z zespołem Downa czy inną mutacją genetyczną, której nie da się wyleczyć. Je też ktoś musi wychować, też za te same pieniądze, też z takim samym obciążeniem. Co wtedy? Dziecko z zespołem Downa może przeżyć kilkanaście lat lub nawet dłużej. W tym czasie mieć bliskich i być szczęśliwe. Jakim prawem można mu to odebrać?
Nie zrobi badań? Będę brutalnie szczery - ma pecha. Dostęp do ginekologa ma każda kobieta, pieniądze na nieinwazyjne badanie można zaoszczędzić. Nie ma czegoś takiego jak grupa ryzyka - większość dzieci z zespołem Downa rodzą matki młode, myślące, że nie są w grupie ryzyka. Jeżeli nie zbadały się, to znaczy, że godzą się na ewentualność urodzenia takiego potomka.
Takie dziecko "może" mieć bliskich i "może" być szczęśliwe. Za to rodzice "na pewno" byliby szczęśliwsi ze zdrowym dzieckiem. Jeżeli odkryliby chorobę dziecka po urodzeniu - mogliby je oddać. Wtedy takie dziecko prawie na pewno by szczęśliwe nie było.
Pytanie czy dziecko "wolałoby żyć" jest głupie. Nie można spytać nieżyjącego dziecka, czy woli nie istnieć czy istnieć. Takie pytanie nie ma sensu też zadawać żywym - bo nie wiedzą jak to jest nie istnieć.
